Zajdel dla Wegnera!
29 sierpnia 2010
Zaostrzanie apetytu ;-)
3 września 2010
Pokaż wszystkie

Zachód, fragment pierwszy

Premiera tomu II za pasem – prezentujemy zatem pierwszy fragment jednego z opowiadań z Zachodu 🙂

Sakiewka pełna węży
– Milcz! I słuchaj! Teraz, gdy Meekhan wycofał się na wschód, Ponkee-Laa to najpotężniejsze z nadmorskich miast. Formalnie jest częścią księstwa Fiilandu, ale książę jest tu tak naprawdę gościem, a nie władcą. Rządzi Rada. A Wysseryni mają sny o potędze. O stworzeniu unii nadmorskich portów, kontrolującej handel wzdłuż całego wybrzeża. O chwyceniu za gardło meekhańskich kupców, którzy zachowują się, jakby Imperium ciągl władało wybrzeżem. O stworzeniu nowego imperium, morskiej potęgi, kontrolującej zachodni kraniec kontynentu. Gadają o tym od lat i jeśli zdobędą przewagę w Radzie, mogą spróbować zrealizować te plany. A wiesz, od czego zaczną? Od wojny z Ar-Mittar. To nasi najwięksi konkurenci, ich port przyciąga niemal tyle samo statków co nasz, mają bliżej do kopalń i hut zachodniego Glehs, więc żelazo i broń są u nich tańsze, i powoli odbierają naszym kupcom rynki. Eeeech. – Zirytowany przywódca gildii machnął ręką. – Po co ja ci to mówię? To nie są sprawy na gówniarski łeb. Leż. Leż, mówię! I nie waż się zasnąć, bo nie będę więcej wydawał pieniędzy na uzdrowicieli.
Cetron wstał.
– Jak wypoczniesz, wynoś się stąd – rzucił, idąc w stronę drzwi. – I nie pokazuj mi na oczy przez najbliższe dni. Ja spróbuję dowiedzieć się, ile tak naprawdę narobiliście szkód.
Zatrzymał się w progu.
– I oczywiście masz całkowity zakaz zbliżania się do Wysokiego Miasta, Alt. Źadnych szczeniackich honorowych zemst i innych głupot, sprawdzę. Sanwes sam był sobie winien, zapamiętaj.
Wyszedł.
Altsin nie trudził się z odpowiedzią, bo od dłuższego czasu było jasne, że Cetron nie tyle go do czegoś przekonuje, ile próbuje uspokoić własne obawy. Gwałtowne zmiany w Radzie zawsze zwiastowały kłopoty, a kłopoty to nie było coś, na czym zależałoby szefowi jakiejkolwiek gildii. Zwłaszcza kiedy jego dzielnica sąsiadowała z Wysokim Miastem.
Lecz teraz najważniejsze było, że Sanwes nie żył. Przebity mieczem i zatłuczony na śmierć jak dzikie zwierzę.
Od samego początku nie miał szans, jego los przypieczętował się już w chwili, gdy młody baron wypatrzył go i uznał, że będzie doskonałym narzędziem do realizacji jego planów. Nie gra się z kimś w kości o cesarskie orgi przypadkowo, jeśli potem wyciągasz podrobione dokumenty i proponujesz inną spłatę zaciągniętego długu.
Sanwes był głupcem, tak.
Mimo wszystko.
Zabili go jak psa.
Altsin zacisnął zęby