Kailean podeszła wprost do wdowy. Podała jej wodze.
– Przyprowadziłam go do domu, matko Weiro.
Amreh, rytuał znany przede wszystkim na wschodnim pograniczu, praktykowany jest przez czaardany walczące na Wielkich Stepach. Polegli w walce wojownicy, choć zostają pochowani pośród wysokich traw, wracają do domu – ich duchy odprowadzane są przez towarzyszy do rodzinnego miasteczka bądź wioski.
Amreh, jak każdy tradycyjny obrzęd, wymaga odpowiedniej oprawy. Koń zmarłego zostaje objuczony ekwipunkiem, a miecz i tarcza przytroczone są do siodła. Bracia i siostry poległego ozdabiają wierzchowca, wplatając mu w grzywę czarne wstążki.
Kailean na wieść o utraconych bliskich oferuje Laskolnykowi pomoc:
– Kha-dar – zawahała się. – Może ja pójdę w amreh? Będzie dużo łez i krzyku. Ludzie inaczej się zachowują, gdy jest przy tym kobieta.
Początkowo khadar odmawia przerzucania ciężaru na córuchnę, ale w końcu Genno pozwala Kailean iść do matki Weiry, której ostatni syn poległ na stepie.
W momencie, kiedy Kailean ujmuje wodze konia z czarnymi wstążkami, przestaje istnieć dla postronnych. Nikt nie podnosi na nią wzorku, bo dziewczyna prowadzi duszę zmarłego do domu.
Kailean z tego samego powodu nie próbowała dosiąść ogiera. Miejsce w siodle przeznaczone było dla duszy wojownika poległego w walce.
Amreh jest ciężkim brzemieniem dla każdego. Kailean odczuwa ból i smutek, ale musi też zmierzyć się z rozpaczą rodziny zmarłego. Mijani ludzie nie pozdrawiają wojowniczki, nie witają się z nią. Amreh jest kamieniem, który niesie się samotnie.
Początkowo wdowa nie chce przyjąć wyjaśnień, jakoby jej syn poległ śmiercią wojownika i zwyczajowo przejąć wodzy od Kailean. Weira opowiada o śnie-widzeniu, w którym wraz z synem przeżywała przebicie strzałą:
Śniłam o tym. O burzy na stepie, nocy, wichrze i deszczu. O błyskawicach na niebie i na ziemi, szaleńczym pędzie przez morze traw. O rżeniu koni, świście strzał i szczęku ostrzy. Czułam jego strach, strach mojego małego syneczka, i czułam jego wstyd z powodu tego strachu. Czułam jego odwagę i głupią, szaleńczą nadzieję na życie.
Kailean ze wszystkich sił stara się zachować spokój przy zrozpaczonej wdowie, choć Weira nie przestaje wyrzucać z siebie żalu i wieszczyć Laskolnykowi strasznego losu. W końcu dziewczyna po raz trzeci wyciąga ku wdowie wodze, pytając czy przyjmie duszę syna, czy też Kailean powinna pognać ją w step?
Pomarszczona dłoń ujęła rzemień. I nagle z wdowy wyparowała cała surowość i gniew. Zachwiała się i gdyby nie wodze, upadłaby na ziemię. – Witaj w domu – szepnęła ledwo słyszalnym głosem. – Witaj w domu, syneczku.
Zapłakana kobieta przyjmuje wyjaśnienie, że winien śmierci jej syna był Los. W końcu wdowa wypowiada formułę podziękowania w imieniu swoim i duszy zmarłego, który znalazł się w domu.